Standardy gonią, treści do przepracowania zawsze jest więcej niż czasu… Czy warto więc wydłużać obiad? To pewnie pierwsze pytanie, które padnie, kiedy zaczniecie rozmawiać o gotowaniu podczas kursu.

Warto. Tak, zajmuje to sporo czasu. Wielu Waszych kursantów nawet nie próbowało gotować na zbiórkach, a rozpalenie ogniska jedną zapałką jest legendą. Może to być jednak czas spędzony na przepracowywaniu treści kursu. Da się to ująć na różne sposoby, treści dotyczące procesu grupowego i ról w grupie, poruszane na kursie przewodnikowskim, robią się w zasadzie same. Temat do przemyślenia? Przy krojeniu cebuli robi się nawet ckliwa atmosfera. 😉 A może coś do przepracowania w zastępie? Idealnie się składa, bo właśnie w zastępach będziemy gotować!

Warto. Bo nasi młodzi (i Ci już zupełnie nie) przeniosą to potem na pole swoich gromad (o zgrozo, zuchy też mogą uczyć się kroić!) i drużyn, szczepów i hufców. Bo gotowanie uczy naszych wychowanków samodzielności, zaradności. Bo jest to super czas integracji w zastępie kursowym, docierania się, poznawania w innych, często trudnych warunkach. Uczenie odpowiedzialności za innych, choćby przy wyborze dania, które będzie odpowiadać wszystkim. Pokazywanie, jak praca zespołowa przekłada się na natychmiastowy efekt (bądź jego brak, bo nie wszystko musi się udać – to też ważna lekcja!).

Warto. Bo nie ma bardziej zadowolonych min niż te kursantów, którzy właśnie własnoręcznie przygotowali pierogi na ognisku.

O czym trzeba pamiętać?

  1. Trzeba mieć sprzęt! Co na początek?

– Paleniska (średnica około 60 cm). Nie są niezbędne, oczywiście. Ale chcemy uczyć, jak bezpiecznie rozpalać ogień. A jednocześnie pokazywać w jak wielu miejscach możemy taki ogień palić by nie niszczyć podłoża, ograniczać ryzyko rozniesienia ognia i (!) nie pozostawiać po sobie śladu.

– Trójnogi – najprostsze wystarczą. Będą lżejsze, będą łatwe w obsłudze, pakowne.

– Kociołki (polecam z przykrywkami) – 10 l wystarczy zupełnie.

– Fajna jest też patelnia – łatwiej na niej podsmażyć osobno mięsko czy odparować pieczarki.

Czy to kosztuje dużo?

Stosunkowo. Oczywiście, jednorazowo – 1 trójnóg to około 170 zł, kociołek 100 zł, a misa 300 zł.

Ale! To nie jest jednorazowe. Tego sprzętu można używać lata – a nasi drużynowi będą mogli pożyczyć na biwak. Wystarczy potraktować to jak inwestycję.

Warto popytać wokół, bo jednak jest trochę jednostek, które gotują regularnie, a także takich, które kiedyś gotowały i mają rzadko używany, ale sprawny sprzęt.

2. Jakie dania wybrać? Co z tymi wszystkimi dietami?

Możliwości jest mnóstwo. Najprostsze, co przychodzi do głowy to leczo (i wszelkie dania jednogarnkowe). Jasne, możemy! Zachęcam jednak poszukać głębiej – można ugotować na ogniu pierogi, usmażyć ulubionego kotleta.

Parę protipów:

– można kupić już podgotowane ziemniaki (to dla mnie odkrycie ostatniego kursu drużynowych) – obiad jak u babci, a czasu zajmuje mniej niż leczo;

– pamiętajcie o tym, żeby zapewnić w posiłku białko (poza mięsem będzie to ciecierzyca czy fasola – koniecznie wcześniej przepłukane wodą!) – dzięki temu obiad będzie sycący;

– jeśli Wasi kursanci gotują w ten sposób pierwszy raz – warto dać im do wyboru 3-5 przepisów, a np. na drugim zjeździe pozwolić im samodzielnie wymyślić danie.

3. Najważniejsze w pędzącym kształceniowo czasie: ile to trwa? Na to nie ma jednej odpowiedzi, ale z doświadczenia radzę założyć 2-3 godziny. Co może przyspieszyć takie gotowanie?

– dobrze dobrany sprzęt – sporo desek, obieraczki do warzyw i tarki, mandolina (tak, jest taki przyrząd) i ostre noże na pewno przyspieszą ten proces;

– podział obowiązków (warto podpowiedzieć to zastępom);

– suche drewno i wystarczająco siekier (albo gotowe już mniejsze kawałki);

– gotowe półprodukty – oczywiście ciecierzyca czy fasola, ale też wcześniej wspomniane ziemniaki;

– drobno pokrojone kawałki.

No i warzywa, w przeciwieństwie do mięsa – można jeść na pół-surowo, więc warto mięsko podsmażyć osobno.

4. Jakie treści można realizować w czasie gotowania?

W zasadzie sky is the limit. Poza wymienionymi wcześniej rolami grupowymi:

– zastępy mogą planować – opracowywać harmonogramy, planować zbiórki;

– uczestnicy mogą coś przegadywać (jak pracować z tropami, jakie wyzwanie dobrać do osoby x, jakie zdanie mają na temat y);

– to super moment na burzę mózgów (zbiór pomysłów na nabór, czy form pracy);

– wszystkie elementy związane z procesami grupowymi.

Odwołuję się głównie do kursów przewodnikowskich i drużynowych. Ale udało nam się wprowadzić ten element też w czasie kursu komend hufców. I tu też niejedna osoba była zaskoczona możliwościami, a niektórzy sceptycy na końcu odwoływali swoje wątpliwości. 😊

Gotowanie na ogniu wymaga gimnastyki logistycznej. Moim zdaniem jest jednak warte wszystkiego! Niesie mnóstwo korzyści – w tym tych nieplanowanych. Jest wspaniałym wspomnieniem. I często pierwszym spotkaniem z tą formą żywienia dla naszych kursantów, które niesie się dalej. Bo jedną z istotniejszych korzyści tej formy żywienia na kursie jest to, że przyszli drużynowi będą powielać kursowe wzorce w czasie swojej działalności wychowawczej.

Przypominam sobie też, jak kiedyś, nie znając jeszcze trójnogów i kociołków, z moją drużyną wieczorami robiłam kuchnie polowe po przeczytaniu jakiejś książki „o tym jak drzewiej bywało”. Nie wiedziałam jak, pierwsze były trudne. Ale co roku dzieci chciały robić to ponownie, a rodzice cieszyli się, że w końcu mają pomoc w kuchni 😉

phm. Julia Jeleń-Kryjom

Członkini Komendy Chorągwi ds. programu

Related Posts

Leave a Reply

Skip to content