Usłyszałem ostatnio, że powszechną praktyką powinno być dzielenie się swoimi planami pracy. Wręcz powinno to być częścią kursu drużynowych. Czy to jest dobry trop?

Zaczynając od kontekstu – spierałem się ostatnio z moją podopieczną na zielony stopień. Prowadzi dość sprawnie drużynę wędrowniczą, która regularnie jeździ na Watrę i obozy wędrowne. Przywoływała ona, że tyle osób pytało ją o plan pracy drużyny i plan obozu wędrownego, że rozważa opublikowanie ich gdzieś, na przykład na jakimś chorągwianym banku pomysłów, aby inni mogli brać je sobie za wzór do naśladowania. Wtedy dopadły mnie reminiscencje z przeszłości. Podzieliłem się z nią swoimi refleksjami, a następnie pomyślałem o tym, żeby opisać je również tutaj.

Bank pomysłów

Dzielenie się konspektami czy gotowymi wzorcami to nic nowego. Mamy Centralny Bank Pomysłów, a w nim ponad 500 publikacji, wśród których znajdziemy plany pracy. Ba, nie byle jakie – są tam plany laureatów ogólnozwiązkowego konkursu na plan pracy, organizowanego bodajże dwukrotnie (około 2014 roku). I na tamten moment były to bardzo dobre plany pracy. Słowo klucz to jednak “moment”, bo tamta chwila minęła, zmienił się SIM, a plan jest już dawno nieaktualny. Taki los spotka jakąkolwiek publikację, która odnosi się tylko do wybranego momentu w czasie. Istotą dobrze opracowanego programu jest fakt, że jeśli zostanie zrealizowany, to przestanie być potrzebny, bo cele w nim postawione zostaną osiągnięte i powtarzane ponownie przestaną być stymulujące.

Innym aspektem wzorowania się na czyimś planie pracy jest kwestia kontekstu. Plan pracy jest pisany w oparciu o analizę, na podstawie której można wybrać odpowiadające danemu środowisku instrumenty metodyczne czy narzędzia pracy z kadrą. Naturalnie więc kalkowanie cudzych rozwiązań nie wpłynie na realizację naszych celów, gdyż podstawy stojące za ich wyznaczeniem będą zgoła inne.

Zagrożeniem wynikającym z kopiowania dobrego planu pracy jest to, że może on zawierać łatwo powtarzalny błąd, który będzie powielany w każdym kolejnym planie innego drużynowego (jak przy zabawie z uczeniem się nawzajem robienia samolocików z papieru – z każdą kolejną osobą o czymś się zapomina). Jeszcze pal licho, gdy konspekt jest naprawdę dobry. A co, jeżeli w hufcu upowszechni się tylko pozornie dobry (a faktycznie średni) plan pracy, a będzie dystrybuowany jako wzorowy? Jakość planów pracy będzie spadać i spadać, zamiast wzrastać.  No i jak planować pracę roczną realizującą potrzeby Twoich wychowanków, gdy opierasz się o plan skrojony pod cudze potrzeby? Czyje wyzwania wtedy rozwiązujesz?

Praca na wzorze

Powszechnie stosowanym rozwiązaniem w ramach kształcenia drużynowych jest opieranie planu pracy jednostki o wdrożony w hufcu wzornik. Znajdują się tam zwykle rubryki i punkty do wypełnienia, część, analityczna, część planistyczna. To nudne i proste rozwiązanie, ale ostatecznie wystarczające na potrzeby hufców, które np. dopiero pracują nad swoim zespołem kadry kształcącej.

Praca na szablonie jest tak ciężka, jak jego wypełnianie wytłumaczy jego autor. Szablon powinien być intuicyjny, mogą się pojawić pola przedstawiające proponowane odpowiedzi opisowe.

Alternatywa

Czy mamy coś do wyboru pomiędzy pisaniem w szablonie a pisaniem na czymś planie pracy, tylko podmieniając dane? Tak – najbardziej naturalny i najprostszy, ale wcale nie najłatwiejszy sposób. Tak długie wykuwanie programu pracy, by zbliżał się jak najbardziej do ideału. Ale do takiego stanu rzeczy potrzebne jest spełnienie trzech warunków:

  1. warunki szklarniowe, testowe – i do tego najlepiej nadaje się trwający kurs drużynowych, gdy jednocześnie ma się wsparcie kadry i innych kursantów, ale również pozytywną presję, że ocena z tego zadania kursowego będzie determinować zdobycie patentu,
  2. Kompetentny opiekun zastępu kursowego – ogromną rolę będzie pełnić doświadczenie i kompetencja kadry kształcącej, która ocenia i proponuje poprawki do planu pracy przyszłemu drużynowemu,
  3. Ustawiczne wsparcie od hufcowego lub szczepowego namiestnika/metodyka, który będzie doradzał i wspierał drużynowego w podnoszeniu jakości planu pracy.

Przedkładając tą argumentację przypomniał mi się własny kurs kadry kształcącej, gdy hm. Jola Kreczmańska próbowała nam wyłożyć, co jest twardym rdzeniem organizowanego przez nas (na niby) kursu drużynowych. Dalej nie dotarłem do sedna, ale przekonałem się, że spośród szeregu umiejętności, które potencjalny wódz harcerski musi posiąść zanim ubierze granatowy sznur, bardzo istotną jest samodzielność. W tym przypadku samodzielne rozpoznanie potrzeb swojego środowiska, zestawione z samodzielnym przyporządkowaniem instrumentów metodycznych i narzędzi pracy z kadrą, określeniem celów i zamierzeń, uporządkowaniem tego w harmonogram, a ostatecznie wzięcie jednoosobowej odpowiedzialności za swoje dzieło – to może być receptą na idealny (na swoje warunki) plan pracy. I nie ma nic złego w pożyczaniu sobie planów pracy – dopóki miłej osoby, która pokazała nam swoje dzieło, nie obarczamy odpowiedzialnością za niepowodzenia ze swoją drużyną. Bo ostatecznie to drużynowy bierze 100% odpowiedzialności za to, co dzieje się z drużyną. A my jako kadra kształcąca mamy mało czasu (od pierwszych do ostatnich zajęć kursu) na to, by przekazać temu człowiekowi ten głęboki sens planowania swojej pracy. Nie chcę wyprowadzić tu konkluzji narzekania, że na kursach poświęca się na to za mało czasu. Zwracam uwagę, że jeśli potencjalny drużynowy nie pozna poprawnego sporządzania planu pracy na kursie, to możliwe, że nie nauczy się tego już nigdy, bo zadowoli się zgapianiem od innych. I sznur zdejmie z frustracją, nie rozumiejąc, czemu “u innych wyszło”, a u niego nie.

hm. Jacek Grzebielucha
Zespół Kadry Kształcącej Chorągwi Dolnośląskiej ZHP