Rysowaliśmy czarną drogę, przeplataną czerwonymi, niebieskimi i zielonymi kratkami. Ozobot, bo tak się nazywał, o dziwo wykonywał wszystkie kombinacje, typu skręt czy przyspieszenie, odczytując kolory. To było genialne, kiedy patrzyłyśmy z koleżanką, jak jakaś maszyna jedzie dokładnie tam gdzie chcemy, z jaką szybkością chcemy i z jakimi ruchami chcemy (Ozi mógł robić zygzaczki, kręcić się wokół własnej osi etc.).
Z druhną prowadzącą zajęcia zaczęliśmy rozmawiać na temat 'czy technologia idzie w dobrą stronę, czy raczej ku zagładzie ludzkości’. Oczywiście zdania były podzielone, różne opinie, nie opinie, wnioski, skutki, kłótnie, zgody i kompromisy.
W końcu część uznała, że lepiej porzucić wszystko i zamieszkac w chatkach jak przodkowie, a reszta poparla pomysł, żeby brnąć w technolohie i umrzeć w chwale kabli.
Oczywiście żartuję i po prostu zgodziliśmy się na kasy w Biedronkach.
Później przeszliśmy się, a właściwie przebiegliśmy przez pasy omijając zwinnie tramwaj, który 'przy kończącym się zielonym’ zaczął już jechać.
Pływaliśmy z płetwami, skakaliśmy na do wody, co było dla mnie dość dziwnym przeżyciem, bo nie lubię pływać. Ale ogólnie było bardzo zacnie. Podobało mi się pływanie kaczką i bieg do autobusu.
Amelia Modzelewska, Hufiec Bolesławiec